JACEK BAŁKA
pochodzi z Wejherowa. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Gdańsku w klasie puzonu wykładowcy Tadeusza Kassaka.
Odbył roczne stypendium w ramach fundacji Erasmus na Kunstuniversität Graz (Austria).
Ukończył studia podyplomowe w klasie prof. Zdzisława Stolarczyka na AM w Krakowie.
Od 2013 roku jest pierwszym puzonistą w Operze Wrocławskiej.
Najlepszą metodą jest „ogrywanie” wymagających technicznie miejsc na różne sposoby, by stały się gumowe, tzn. granie w różnych tonacjach, tempach i w zmiennych rytmach. Trzeba utrudnić sobie to zadanie, żeby potem oryginał był łatwy do wykonania.
JAcek Bałka
Ćwiczyć, ale jak? Wywiad z Jackiem Bałką – puzonistą
Adam Sadowski: Chciałbym spytać o początki: poznawanie nut; pierwsze ćwiczenia w domu; osobę, która pomagała wejść w świat muzyki; nastrój panujący w domu.
Jacek Bałka: Myślę, że obecność muzyki w moim życiu zawdzięczam przede wszystkim mojej mamie i jej tradycjom rodzinnym. Mama ukończyła ognisko muzyczne w klasie fortepianu i zawsze była (i jest nadal) wymagającym odbiorcą. Będąc ze mną w ciąży słuchała m.in muzyki Karola Szymanowskiego.
Natomiast tato starał się stwarzać dobrą atmosferę do tzw. pracy twórczej. Nie pasjonowała go muzyka, a mimo tego nie blokował moich dążeń. Może też nie spodziewał się, że obiorę taką ścieżkę zawodową :)
Tata stając się najpierw słuchaczem początkującego trębacza, później puzonisty i równolegle moich dwóch braci namiętnie eksplorujących gitarę elektryczną, siłą rzeczy zyskał największą w rodzinie tolerancję na dźwięki niekonwencjonalne (naukowo się to określa „muzyka konkretna”, bardziej brutalnie mówiąc: hałas).
Szczerze mówiąc nie pamiętam etapu nauki nut. W mojej pamięci zachowały się wspomnienia związane z dźwiękami, ale widocznie samo poznawanie nut musiało być mniej interesujące.
A.S.: Czym kierujesz się wybierając do grania taki a nie inny utwór? Jakie kroki podejmujesz by lepiej zrozumieć utwór? Czy masz jakiś schemat ćwiczenia?
J.B: To pytanie należałoby skierować do osoby występującej solo lub w małym zespole i decydującej o wyborze repertuaru. W ostatnich latach stałem się przede wszystkim muzykiem orkiestrowym, ale gdybyś zadał to pytanie 10 lat temu, być może odpowiedziałbym tak: Interesują mnie utwory spoza utartych ścieżek. Powtarzanie popularnego repertuaru jest według mnie dość nudne i zdecydowanie trudne. Wymaga ono jeszcze większego przemyślenia swojej koncepcji albo szukania innowacji, jeśli chce się przebić w gąszczu wykonań. Pod pewnymi względami łatwiej sięgnąć po coś niszowego, czego nikt nie zna albo nie pamięta. Na moich końcowych występach na Akademii Muzycznej wybierałem albo muzykę dawną albo XX – wieczną (którą się wrzucało do szufladki „ muzyka współczesna”). Miałem sporą przyjemność z grania tej nieznanej albo zapomnianej muzyki.
Jeśli chodzi o zrozumienie utworu – myślę, że nie podchodziłem do tego tematu z należytą pokorą. Utwór musiał mi się podobać, a ja musiałem odnaleźć w nim siebie i wykonać jak najbardziej muzykalnie. Nie było w tym metody naukowej, która być może by mi podpowiedziała jak pozostać wiernym oryginalnemu założeniu, czyli byciu „w trendzie”. To złożony temat, ale mam wrażenie, że w naszym systemie kształcenia muzycznego stawia się bardziej na „wiarygodność” niż na „wierność”. Uczymy się występować na estradzie wykonując utwory solowe, a przy tym rozwijamy umiejętność prowadzenia własnej narracji, kształtujemy osobowość. To oczywiście ważne rzeczy, jednak chcąc konkurować z rynkiem muzycznym na zachodzie powinniśmy umieć też sięgnąć głębiej w kontekst danej muzyki. Nie każdy pedagog zwraca na to uwagę. Warto znać historię powstania utworu, czytać biografię kompozytora, ale też czasem odnieść dzieło do historii powszechnej i estetyki danej epoki. Dlaczego nie uczy się nas powiązań między różnymi dziedzinami sztuki ? Mamy na studiach historię sztuki, mamy historię muzyki, a może powinno się pokazać w jaki sposób malarze impresjoniści oraz kompozytorzy impresjoniści wpływali na siebie wzajemnie… Ta wiedza byłaby pomocna w bardziej autentycznym wykonywaniu muzyki historycznej (bo taką się głównie uprawia).
Myślę też, że każdemu muzykowi dobrze by zrobiło grać własne dźwięki i improwizować na własne tematy ( w tym zawsze będziemy autentyczni i uczciwi :) ). Jednak nie tego się uczy w polskich szkołach muzycznych…
Jak chodzi o schemat ćwiczenia, to będąc muzykiem orkiestrowym mogę mówić przede wszystkim o wprawkach, czyli krótkich fragmentach (np. z utworu który aktualnie ćwiczymy) o zwiększonych trudnościach technicznych. Najlepszą metodą jest „ogrywanie” ich na różne sposoby, jakby stały się gumowe, tzn. granie w różnych tonacjach, tempach i w zmiennych rytmach. Trzeba utrudnić sobie to zadanie, żeby potem oryginał był łatwy do wykonania. Gdy mamy do wypracowania dłuższy fragment o zwiększonych wymaganiach technicznych, dzielimy go na motywy, a gdy już osiągniemy docelową łatwość i lekkość to łączymy je w całość.
A.S.: Czy sposób ćwiczenia może mieć wpływ na jakość występu? Który etap pracy nad utworem wydaje się najważniejszy w przygotowaniach do występu?
J.B: Ćwiczmy zawsze w pełni skoncentrowani. Im bliżej końca pracy nad utworem, tym częściej wyobrażajmy sobie siebie w trakcie występu. Nawet kosztem delikatnego stresu. Trzeba doprowadzić do przybliżenia pracy umysłu z estrady (maksymalne zaangażowanie) do ćwiczeniówki (strefa względnego komfortu). Jest to oczywiście nie możliwe do zrealizowania w 100 %.
A.S.: O jakiej porze dnia lubisz ćwiczyć? Czy mógłbyś przybliżyć czytelnikom swoje sposoby na pozostanie w formie, gdy nie ma wiele czasu na ćwiczenie?
J.B: Gdybym miał możliwość wyboru, ćwiczyłbym od rana. Umysł wtedy nie jest przeładowany informacjami i łatwiej mi o koncentrację, choć wtedy często trudniej się zmotywować do pracy.
To znowu jest długi i osobisty wątek. Jestem specjalistą w kategorii „brak czasu na ćwiczenie” , jak każdy ojciec.
Każda grupa instrumentów ma inne „narzędzia” do utrzymania w formie. Jeśli mówimy o formie fizycznej, to np. dla muzyków grających na instrumentach dętych blaszanych podstawą ćwiczeń to trening mięśni otaczających usta. To prawdziwa siłownia w miniaturze, dlatego powinniśmy podpatrywać w tej pracy zawodowych sportowców, którzy wiedzą jak sprawić by ich trening był wydajny. Nasze mięśnie wymagają regularnego napinania, rozciągania oraz odpowiedniego programowania. Na szczęście każde ćwiczenie jest moderowane przez nasze ucho, więc łatwo o wyłapanie błędów.
Pomijając taki skondensowany trening siłowy, jako puzonista potrzebuję metod szybkiego dostępu, jak np. ustnik leżący w schowku w samochodzie (do grania na nim w korku) oraz trening z ołówkiem (taka sztanga dla ust), który też mam gdzieś pod ręką. Śpiewanie swojej partii też jest bardzo pomocne. Jeśli chcesz zagrać coś precyzyjnie na swoim instrumencie, przyda się to najpierw zaśpiewać.
A.S.: Chciałbym spytać także o sposoby na zapamiętanie utworu oraz jak radzisz sobie z trudnymi miejscami w utworze?
J.B: To pytanie też do mnie sprzed ok 10 lat . Kiedy pracowało się nad jednym tytułem przez cały semestr, zapamiętanie utworu nie stanowiło dla mnie wielkiego kłopotu. Ale tu ponownie wrócę do głosu. Jeśli ucząc się utworu potrafisz go zaśpiewać (oczywiście z prowadzeniem frazy, a nie jak z solfeża), to łatwiej zakodujesz go w pamięci.
A.S.: Utwór można również czytać a vista. Czy praktyka a vista to codzienność w Twojej specjalizacji? Do czego może służyć rozwijanie tej umiejętności?
J.B: To akurat pytanie do mnie. Umiejętność grania a vista jest mi obecnie bardziej potrzebna niż granie z pamięci. W orkiestrze symfonicznej nieraz codziennie czyta się nowe nuty. Kiedy 9 lat temu zaczynałem moją obecną pracę, w ciągu pierwszego miesiąca miałem do zagrania 14 nowych tytułów, z czego większość to były dzieła operowe trwające sporo ponad 2 godziny. Bez umiejętności czytania a vista nie dotrwałbym do połowy tego miesiąca.
A.S.: Kiedy wypracowałeś swoje sposoby ćwiczenia, które się sprawdzają? Czy mogłabyś podpowiedzieć młodym czytelnikom na co zwracać uwagę przy szukaniu strategii ćwiczenia?
J.B: Zanim zacząłem samodzielnie myśleć o najlepszych dla mnie metodach pracy minęło sporo czasu. Wiedza, którą zdobyłem od wszystkich nauczycieli musiała się ułożyć i dopiero od kilku lat mogę mówić o własnych metodach. Wciąż po trochu nad nimi pracuję, bo w naszym zawodzie nic nie jest trwałe (przypominam, że mamy coś ze sportowców). My sami się ciągle zmieniamy, więc ćwiczenia też musimy czasem modyfikować.
Nie potrafię polecić jednakowej strategii wszystkim młodym czytelnikom. Jeśli mogę coś podpowiedzieć to tylko coś na motywację:
-wybierz instrument, którego dźwięk lubisz (albo kochasz!);
-zaufaj swojemu nauczycielowi;
-słuchaj jak najwięcej porządnej muzyki.
A.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę!
NOWOŚĆ! Pamiętnik Ćwiczeń Muzycznych oraz Planer Ćwiczeń Muzycznych
Do końca miesiąca -10% z hasłem: MOZART